Jak przeżyliśmy trudne sytuacje, gdy byliśmy dziećmi i jak to wpływa na nasze „teraz”

Ostatnie tygodnie były dla mnie pełne bardzo poruszających doświadczeń, osobiście moich, a także dotyczących bliskich mi osób i moich klientów. Skłoniło mnie to do głębszej refleksji i pochylenia się nad tym, jak właściwie radzimy sobie z czymś, co dla nas trudne. Rzecz z pozoru banalna, opisana tysiącami słów, przebadana, rozkminiona. Wiadomo z grubsza co i jak warto wtedy zrobić, aby dać sobie wsparcie i nie roztrzaskać się o skały emocji i myśli nie do zniesienia. Większość z nas bez namysłu wymieni x sposobów radzenia sobie z trudnymi doświadczeniami. Na przykład możemy wyciągnąć rękę do kogoś bliskiego, poszukać terapii, pooddychać, zaangażować zasoby poznawcze, by urealnić sytuację i znaleźć opcje wyjścia z sytuacji, zrobić pierwszy krok, by odzyskać sprawczość, zaakceptować to, co się dzieje, skupić się na dobrostanie i naładować akumulatory. I tak dalej. O czym tu myśleć?

Otóż jest o czym. A może o Kim.

Chodzi o Kogoś głęboko w nas, o jedną z dziecięcych części. Kogoś, kto w wyniku swoich życiowych doświadczeń nigdy nie nauczył się, jak poradzić sobie z trudnością, problemem, bólem w sposób adekwatny, pomocny, świadomy. Jego środowisko było niewspierające lub wręcz toksyczne, nie dające bezpieczeństwa, oparcia, zdrowej miłości. Mogło obfitować w zdarzenia wywołujące strach, smutek, wstyd, poczucie osamotnienia, izolacji. Ten Ktoś po prostu chciał przeżyć. Szukał sposobów, żeby jak najmniej cierpieć, wytrzymać brak, nie myśleć i nie czuć. Ta Ktoś nie namyślała się godzinami, jakby tu świadomie zaadresować problem. Była przecież dzieckiem. Po prostu robiła, co musiała, żeby dać radę. Może dysocjowała się i „znikała”. Może On brał na siebie więcej, niż był w stanie udźwignąć i chciał ratować innych, bo wtedy jego życie zaczynało miało sens. Może Ona cięła się, by poczuć choć chwilową ulgę. Może On odkrył alkohol czy fajki i zobaczył, jak to dobrze poczuć w sobie choć na chwilę spokój i rozluźnienie. Może próbowali za wszelką cenę być idealni, żeby się w ten sposób ochronić. Albo wręcz przeciwnie, z rozmachem pełnili rolę czarnych owiec w rodzinie. Może jedli zawsze wtedy, kiedy czuli się samotni i potrzebowali pocieszenia. Próbowali się wyregulować.

Ilu Ktosiów, tyle sposobów na ciężkie doświadczenia i na przetrwanie. Co jest w tym wspólne? To, że tak naprawdę często byli sami i opuszczeni w swoim trudzie, nie widziani jako Ona/On, nie wysłuchani, nie uznani w cierpieniu. W trybie przetrwania odcięci od swoich potrzeb, pragnień i oczywiście wszelkich niewygodnych emocji. Co mieli z tym zrobić? Nauczyli się, że są sposoby przynoszące ulgę i korzystali z nich. Z czasem stało się to automatyczne: niewygodny/trudny bodziec – szybkie działanie, by nie dopuścić do czucia – ulga, nie dochodzi do przeżywania cierpienia czy dyskomfortu. Szybkie zażegnanie problemu, poczucie kontroli nad sytuacją – i po sprawie.

Kiedy dorastamy, w większości wypadków zaczynamy widzieć, że te stare, automatyczne sposoby czy reakcje niekoniecznie nam służą, czasem wręcz poważnie szkodzą. Spektrum jest naprawdę szerokie, od strategii bycia zawsze miłym i pomocnym, przez drakońskie diety i ćwiczenia czy scrolowanie, po wycinanie się z wszelkich relacji, zamrażanie się i wejście w uzależnienia. Patrząc z tej perspektywy łatwo wejść w rolę surowego sędziego, skrytykować się za to, obarczyć wstydem i winą, robić sobie wyrzuty, atakować tego Kogoś w sobie, kto przysparza nam kłopotów, reagując nieadekwatnie albo inicjując zachowania, których wcale nie chcemy. Kiedy to piszę, czuję, jak wiele mam zrozumienia i współczucia do tych Ktosiów w nas. Jak bardzo rozumiem, że działali w nas (i często dalej działają), by pomóc przeżyć, poradzić sobie. Piszę te słowa z intencją uznania i jakiegoś uhonorowania ich starań. Nikt nie robi czegoś bez sensu, zawsze pod spodem jest jakaś niezaspokojona potrzeba, którą dane działanie ma zaspokoić. Dawne części w nas starały się zaspokoić nasze potrzeby, mając bardzo ograniczone możliwości. Naprawdę ten Ktoś w nas zrobił, co wtedy mógł, najlepiej jak się dało. Uznanie tego faktu jest pierwszym krokiem do zaprzestania ciągłej walki ze sobą. Kiedy przestajesz ze sobą walczyć, a zaczynasz szukać porozumienia, możesz zacząć budować relację ze sobą, łącznie z tymi częściami siebie, które odrzucasz, bo już są stare, niepotrzebne, problematyczne, uprzykrzające życie, nie pasujące do teraz. Kiedy je uznamy i zadamy im pytanie: „Po co ze mną jesteś? Do czego służy to, co robisz?” możemy dowiedzieć się, co tak naprawdę leży u podłoża naszych zachowań i reakcji. Jaką potrzebę staraliśmy się w ten sposób zaspokoić? Od czego nas to odcinało i nie musieliśmy tego widzieć, czuć, doświadczać? Przed czym nas chroniło? Co zyskiwaliśmy dzięki temu?

Może kiedyś Ona nie mogła prosić o nic ani niczego chcieć wprost, robiła więc perfekcyjnie wszystko co mogła, żeby zasłużyć i żeby inni jej to dali jako nagrodę. Jako dziewczynka była idealną uczennicą, w domu potrafiła pięknie posprzątać i ugotować dla całej rodziny, zająć się młodszym rodzeństwem i pijanym rodzicem. A kiedy ten drugi rodzic wracał do domu, czasem mówił, że jest wyjątkową dziewczynką. To był miód na serce i moment, w którym czuła się ważna, kochana, widziana. W dorosłym życiu też tak robi i nie może pojąć, dlaczego jest tak potwornie zmęczona, rozżalona i wściekła. Mogłaby w terapii zająć się tymi emocjami, poczuć je w sobie, dopuścić do siebie, nazwać i wyrazić. Pozwolić sobie czuć żal, wściekłość, smutek, rozpacz, poczucie osamotnienia – i zobaczyć, że może je przeżyć i nie umrze od tego. Może potem przyglądać się korzyściom i kosztom płynącym ze starego sposobu działania, by zaciekawić się, jaki inny sposób może sięgać po to, czego potrzebuje: Poprosić o pomoc? Pozwolić sobie zrobić mniej i w tym czasie dać sobie odpoczynek? Popatrzeć, gdzie w życiu jest obszar ważny dla niej, którym chciałaby się zająć i tam przekierować uwagę? Uznać w sobie, że inni poradzą sobie bez niej i nawiązać takie relacje, które oparte są na przepływie i wymianie, a nie kontroli?

Może kiedyś On doświadczał ciągłego poczucia zagrożenia i strachu, nikomu nie ufał i nauczył się uciekać w świat fantazji, odcinał się od rzeczywistości. W myślach wszystko było możliwe, nic nie działo się wbrew jego woli, mógł być kim chciał i przeżywać to, co chciał. To było ciekawe, bezpieczne, ekscytujące, czuł radość, wolność i swoją moc. W dorosłym życiu też tak robi. Niby jest, ale go nie ma. Prowadzi swoje życie w swojej głowie, inni raczej nie mają dostępu do jego świata. Trudno mu nawiązać głębsze relacje, choć bardzo by chciał. Czuje się samotny, niezrozumiany, odrzucony, co budzi w nim smutek i poczucie krzywdy. W terapii mógłby z czasem nazwać i czuć te emocje, wyrazić je przez ciało, by doszło do głosu to, co zablokowane, co tak starannie chronione: może bezsilność, strach, niemoc, brak bezpieczeństwa. Potem mógłby doświadczyć bycia zobaczonym i przyjętym ze swoim wewnętrznym przeżyciem, wzmocnić pozytywnie doświadczenie autentycznego kontaktu z drugim człowiekiem. Sprawdzać inne możliwe sposoby wchodzenia w kontakt, bezpiecznego ujawniania siebie na rzecz budowania relacji, tworzenia więzi. Urealniać swoje przeżycia tu i teraz, w życiu, nie w sferze myśli i marzeń.

Takie podejście nadaje sens i pozwala pójść dalej w świadome przyjrzenie się, z jakiego powodu te strategie już nam nie służą i w jaki sposób w dorosłym życiu moglibyśmy zaspokoić swoje potrzeby i zadbać o siebie inaczej, zdrowiej, sensowniej. Wychodzenie ze starych strategii wymaga czasu, uważności, wielkiej wrażliwości i szacunku dla naszych dawnych Ktosiów. Nie walczymy z nimi, nie burzymy ich domów, nie niszczymy ich dorobku, nie piętnujemy. Z szacunkiem i uwagą włączamy ciekawość, przyglądamy się, dowiadujemy, rozpoczynamy dialog. Znajdujemy nowe sposoby, nowe strategie i zaczynamy z nich korzystać. Kiedy Ktoś się tego wystraszy, zacznie wierzgać i kombinować, by uniknąć nowego, damy mu empatię, zrozumienie i wsparcie. I dalej będziemy robić swoje – uznawać i czuć dawne, eksperymentować z nowym, uczyć się, doświadczać i dzięki temu stopniowo zmieniać. Innymi słowy działać z miłością krok po kroku. Jak Ci to brzmi? Czy Twój wewnętrzny Ktoś zareagował na te słowa? Rozpoznajesz taką  część w sobie? Bo ja tak 🙂

Kobieca wyprawa do Santiago de Compostela – dlaczego to robię :-)

Wyprawa do Santiago de Compostela – dlaczego wraz z innymi kobietami chcę odbyć tę wędrówkę?

Już 06 lipca 2024 wyruszamy w tę niezwykłą podróż w grupie kobiet pragnących doświadczyć bycia w drodze i związanych z tym możliwości rozwoju. Wraz z Moniką Markiewicz stworzyłyśmy projekt Podróż Bohaterki, wyprawę inspirującą do zwrócenia się ku sobie i przejścia Camino de Santiago – drogi, którą przemierzyły setki tysięcy ludzi. Kiedy Bohaterka rozpoczyna podróż, czuje i intuicyjnie wie, że to, co było dotychczas, już w tej samej formie trwać nie może. Pora na aktualizację, przejście dalej. Wkraczając na Drogę, wkracza w proces zmian, transformacji, przekształceń.  Może to budzić wiele różnorakich uczuć, myśli i doznań fizycznych, z którymi razem się spotkamy. Koniec podróży to okazja do okrzepnięcia, rozgoszczenia się i wymoszczenia w tym nowym, przetransformowanym świecie wewnętrznym. Upatruję w tym wielką korzyść i okazję do wzrostu dla naszych Uczestniczek i dla siebie. Codzienna wędrówka ze sobą, dla siebie, do siebie – uśmiecham się do tej wizji 🙂 Tęsknię za byciem ze sobą codziennie, regularnie, w rytmie kroków i kolejnych kilometrów, w bezczasie, w wolności. Od zawsze chodzenie jest dla mnie ukojeniem, wyciszeniem, wyrównaniem energii i okazją do doświadczenia twórczej próżni – kiedy nic nie muszę, za niczym nie gonię, a pomysły i doznania spływają do mnie swobodnie. Niby nic – chodzenie to taka oczywista oczywistość. A jednak ma dla mnie wielką wartość, szczególnie przy mojej pobudliwości i potrzebie stymulacji. Potrzebuję ruchu, by się osadzać i wracać do kontaktu 🙂

„Każdy krok przenosi Cię z powrotem do chwili obecnej, która jest jedyną chwilą, w której możesz żyć.” – Thich Nhat Hanh

Chodząc mocno czuję obecność w tu i teraz, zauważam co się we mnie dzieje, rozpuszczam napięcia i wczuwam się w siebie. Mam okazję naprawdę siebie usłyszeć, zrozumieć, zauważyć czego potrzebuję. Takie wędrowanie to medytacja w ruchu, która bardzo mi pasuje – skupiam się wtedy łatwiej, uważniej odbieram siebie i rzeczywistość, doceniam naturę i widoki wokół, uwalniam się od umysłu i jego zagonienia. To reset, który odświeża, daje przestrzeń na nowe, na dostrojenie się w rytm kroków, oddechu. Nasza wyprawa do tego zaprasza – żeby się spotkać ze sobą, dostroić, rozsupłać. Żeby zauważyć, co nam w duszy gra, do czego tęsknimy, co doceniamy, czego potrzebujemy. Żeby wziąć się za bary z tym, co uwiera, a cieszyć i docenić to, co dobre. Podczas naszej podróży mamy czas i przestrzeń na to, żeby nauczyć się bardziej świadomie odbierać siebie i reagować w zdrowy sposób. Będziemy pracować z intencją, potrzebą, przekonaniami, wyzwaniami, dyskomfortem. Jak? Poprzez ruch, oddech, uważność na doznania, na ich zrozumienie, towarzyszące im myśli i uczucia, oraz na reakcje naszego ciała. Dzięki zaplanowanym ćwiczeniom i wspólnym byciu w kręgu kobiet będziemy mieć narzędzia i inspirację do właściwego i zdrowego dla nas zajęcia się sobą. To pomaga przejść przez proces i zintegrować to, co nowo doświadczone, na rzecz pełniejszego życia. 

Jeśli czujesz to tak jak ja, dołącz do nas.

Szczegóły dostępne tutaj 

https://fb.me/e/1dw5OVokC

 

Wrzesień – a ja poszłam do szkoły :-) Szkoły Psychoterapii Gestalt

Znowu się uczę 🙂 Przyszła pora, by ponownie pogłębiać doświadczenie i warsztat, sięgać po więcej.

Dlaczego wybrałam Gestalt?

Od czasów studiów to podejście było mi najbliższe, a z czasem i wraz ze wzrostem mojej świadomości w zakresie pracy z ciałem okazało się być idealnym wyborem. Wybrałam Gestalt, bo współgra z tym, w co wierzę w zakresie pracy z drugim człowiekiem. Najważniejsze dla mnie aspekty tej pracy i ich związku z psychoterapią Gestalt obejmuje poniższe podsumowanie.

Psyche i Soma to jedność, całość i mają na siebie wzajemny wpływ. Terapeutyczne oddziaływanie łączy, to co rozdzielone, odszczepione, przywraca dostęp do tego, co zamknięte, uruchamia przepływ, domyka to, co nieskończone. Proces ten jest możliwy tylko tu i teraz, w obecności i uważności, w kontakcie z oddechem. Jak mówi Perls w swojej paradoksalnej teorii zmiany, człowiek staje się tym, kim jest, a nie tym, kim chciałby być. Akceptacja siebie, nie stawianie oporu sobie i swojej rzeczywistości, powiedzenie sobie TAK to krok do zmiany, za którą tak tęsknimy. Każdy z nas ma potencjał i zasoby, by żyć dobrze swoje życie – w terapii zyskujemy do nich dostęp, odblokowujemy je, przekładamy na swoją korzyść i uczymy się z tego właściwie korzystać. W tym sensie nikt z nas nie jest do naprawiania, a terapeuta od naprawiania – bo nic nie zostało trwale popsute. Wymaga natomiast nabycia umiejętności samoregulacji. Terapeuta i Klient (nie pacjent) są w relacji równoległej, partnerskiej, wspólnie przemierzają tę drogę i to Klient w samym środku swego Ja wie najlepiej, gdzie i jak potrzebuje się kierować. Terapia stwarza optymalne warunki do tego, by do swego pełnego Ja móc dotrzeć, poznać i poczuć siebie, świadomie wybierać i na bieżąco włączać w codzienne życie. To zaufanie i wiara w możliwości człowieka budują bezpieczny fundament, na którym można się oprzeć.

Cieszę się bardzo z tej drogi pełnej nowych doświadczeń, integrowania mojej pracy i siebie w dobrej służbie na rzecz rozwoju. Ciekawa jestem bardzo, jak i w jakich obszarach moja praktyka się pogłębi i zmieni – nie mam oczekiwań, ufam i patrzę, co się wydarza 🙂 Wierzę, że z korzyścią dla mnie i moich Klientów.

 

Czym jest i po co nam HALT

Uwielbiam wszelkie akronimy – proste, łatwe do zapamiętania, a tym samym zawsze dostępne, kiedy potrzebujemy przywołać jakieś informacje czy wiedzę. Pamiętam, kiedy opowiadałam o HALT podczas szkolenia, jakie prowadziłyśmy z Joanną Delbar dla dużej, międzynarodowej grupy CEOs. Wynikło to zupełnie spontanicznie i nie było w planach – a jednak okazało się dla grupy przydatne i ważne mimo swej wielkiej prostoty.

Angielskie słowo 'halt’  to nic innego jak stój, zatrzymaj się, zrób postój. Rozłożone na słowa zaczynające się na każdą z tworzących je liter dają nam kolejno: Hungry, Angry, Lonely, Tired.  Akronim ten pojawił się, by wspierać osoby uzależnione w wychodzeniu z nałogu i uczeniu się uważności na niebezpieczne dla nich stany, torujące zachowania nałogowe. Od długiego czasu korzystają z niego również osoby chcące świadomie kształtować swoje nawyki, doświadczające obniżonego nastroju, wypalenia, obniżonej energii, trudności w radzeniu sobie z emocjami. Cel to wspieranie naszego dobrostanu, uczenie się wpływania na swoje samopoczucie. Wszystkie opisane poniżej aspekty to część ludzkiego doświadczania życia, stanowiące sygnały alarmowe, że coś wymaga naszej uwagi i potrzebujemy się sobą adekwatnie zająć. Co więcej, możemy nie tylko adekwatnie reagować na nie, ale też im zapobiegać, zadbać o siebie zanim te symptomy się pojawią.

Hunger – głód –  dotyczy braku tego, co odżywcze i niezbędne do życia, zatem przede wszystkim płynów, pożywienia i powietrza. Wiąże się też z głodami emocjonalnymi, kiedy brak nam na przykład miłości czy osiągnięć.  Anger – złość – dotyczy zazwyczaj sytuacji, kiedy w naszym poczuciu naruszane są nasze granice, kiedy dzieje się coś, na co nie mamy zgody i co jest wbrew nam i naszym wartościom/przekonaniom.  Loneliness – samotność – dotyczy naszego poczucia izolacji, nie bycia wraz z innymi, odsunięcia i może ona być odczuwana zarówno wtedy, gdy jesteśmy rzeczywiście sami, jak i wtedy, gdy jesteśmy wśród innych ludzi. To stan, który zależy wyłącznie od naszego postrzegania siebie w danym momencie, a nie od rzeczywistej sytuacji.              Tiredness – zmęczenie – dotyczy naszej energii, zasobów, kiedy są one obniżone i niewystarczające, kiedy nasze ciało ma dość wysiłku, pracy, pośpiechu. Mamy zwyczajnie potrzebę snu, odpoczynku i regeneracji, a często to ignorujemy w natłoku spraw i aktywności.

HALT to przypomnienie, które mówi: 'Hej! Zatrzymaj się na chwilę. Daj uwagę sobie. Zauważ, jak się w tej chwili czujesz, co się z Tobą dzieje, jak czuje się Twoje ciało. Zapytaj siebie, czy doświadczasz teraz braku wody/jedzenia/powietrza? Czy jesteś pod wpływem silnych emocji, złości, wściekłości, gniewu? Czy doświadczasz osamotnienia/poczucia izolacji? Czy jesteś przemęczona/zmęczony/niewyspany? Jeśli tak, to jak możesz zająć się tym w dobry dla siebie sposób? Co w tym momencie będzie dla Ciebie dobre? Za czym tęsknisz w tej chwili?

Korzystam z HALT tak jak ze szczoteczki do zębów 🙂 kilka razy dziennie, dla higieny, dla zdrowia i dobrego samopoczucia. A kiedy nie zadbam o siebie we właściwym momencie, kiedy nie zauważę, że się zapędziłam w kozi róg albo zapomniałam pić wodę – zawsze jest ta chwila, kiedy mogę się zatrzymać i zrobić, co dobre dla mnie 🙂

Dlaczego w terapii i coachingu indywidualnym bazuję na pracy z ciałem

Your history becomes your biology. Takich słów użyła podczas webinaru Lavinia Plonka, specjalistka od metody Feldenkreisa.

Absolutnie się z nią zgadzam. Krótko i w punkt – nasza historia, nasze doświadczenia kształtują nasze fizyczne i emocjonalne aspekty, budując zarazem strukturę naszego ciała, tworząc połączenia neuronalne. Powstają w ten sposób wewnętrzne wzorce, które kształtują nas i nasze ciało, określają nasze zakresy i schematy ruchowe. One z kolei wpływają na nasze samopoczucie, na to, jak jesteśmy odbierani przez otoczenie, na to, co i jak robimy. Ciało nierozerwalnie połączone z umysłem, z naszym wnętrzem i przeżywaniem. Wzajemny wpływ ciała, umysłu, emocji ma wielkie znaczenie, co obserwuję w pracy z klientami i we mnie samej. Jesteśmy jako istoty całością, pewnym systemem, w którym wszystko jest połączone. Przy takim założeniu możemy przyjąć, że jeżeli zaczniemy pracę w jakimś miejscu, będzie to miało wpływ na całą resztę. Na przykład praca z wzorcami myślowymi i przekonaniami może przynieść widoczną zmianę w postawie naszego ciała, w brzmieniu głosu, czy w wyrazie twarzy. I odwrotnie – praca z oddechem, uważnością na sygnały płynące z ciała, z elastycznością czy stabilnością tegoż ciała otwiera w umyśle przestrzeń i nową świadomość. Tym zmianom służy terapia. Dlatego w pracy terapeutycznej/coachingowej tak ważne jest dla mnie dawanie uwagi całemu człowiekowi, w pełni jego istnienia, we wszelkich przejawach życia, bez skupiania się wyłącznie na zasobach struktur poznawczych czy na zachowaniach i przeżytych doświadczeniach. Jesteśmy czym więcej i możemy plastycznie kształtować się na wielu poziomach. Myślę, że kluczowa jest równowaga w tym, na czym się skupiamy i z czego w sobie korzystamy. W obecnych czasach często jest tak, że nie znamy siebie od strony fizycznej, mamy mało wiedzy o sobie od strony funkcjonowania naszego ciała i tego, jak ukształtowane zostało przez naszą historię. Warto prowadzić pracę nad sobą równolegle w umyśle, emocjach i w ciele fizycznym, włączać ciało i oddech, uczyć się siebie. Im bardziej funkcjonujemy w sferze poznawczej, analitycznej, zadaniowej, tym bardziej potrzebujemy poznać i zaopiekować się swoim ciałem. Odpłaci nam z nawiązką za daną mu uwagę, bo wesprze nas w zmianie narracji na temat naszej historii i pozwoli zmodyfikować niekorzystne wzorce.

Indywidualne sesje terapii i coachingu

Jak dobrze zacząć dzień :-)

Jak dobrze zacząć dzień?

Przyznaję, że bardzo ale to bardzo lubię zaczynać od porannej kawy i książki 🙂 Ale często potem także od łagodnego ruchu, obudzenia ciała i rozciągania się, by puścić energię w ruch i rozpuścić napięcia.

Jako psycholog i coach nie wyobrażam sobie pracy z klientem bez uwzględnienia procesów, jakie zachodzą w ciele i zgłębiania historii, jaką mówi nasze ciało. Aspekt poznawczy i behawioralny w pracy terapeutycznej i coachingowej jest oczywiście niezbędny, ale nasze ciało i oddech są równie nieodzowne i zawsze dążę do tego, by klient uczył się się siebie również od tej strony, zauważając sygnały płynące z ciała, rozpoznając towarzyszące emocje, obserwując generowane wtedy myśli. Ciało wpływa na psyche i odwrotnie – psyche wpływa na ciało. Praca nad jednym przyniesie efekty również w tym drugim. dlatego to, jak dbamy o swoje ciało, jak je dotleniamy i jak z nim pracujemy,  ma olbrzymie znaczenie

Zaproszono mnie, bym się podzieliła swoim doświadczeniem i prowadziła takie zajęcia dla grup. Spotykam się regularnie z pracownikami firmy ALD, by od 7 rano dać uwagę ciału, oddechowi, pogłębić świadomość i pracować nad poszerzaniem mobilności, elastyczności i sprawności. Korzystam z mądrości jogi, z wiedzy o zdrowym kręgosłupie i układzie nerwowym, z elementów obecnych w tai chi i medytacji.

Efekty przychodzą od razu 🙂  Uczestnicy „przypominają” sobie, że są w ciele miejsca i mięśnie, o których w ogóle nie myśleli, że istnieją. Zauważają swoje możliwości i zakresy ruchowe, uczą się wspierać ruch oddechem i świadomym kierowaniem uwagi. Zauważają, jak wzrasta im życiowa energia, a jednocześnie są o wiele mnie spięci. Widzą, jak z tygodnia na tydzień widać stopniowe zmiany. Sami już coraz częściej dbają o prawidłową postawę ciała i właściwy oddech.

Bardzo mnie to cieszy i motywuje do pracy, widzę głęboki sens w tym, co robię. Psyche, Soma i Polis razem! W równowadze i  dbaniu o każdą z nich 🙂

Co robiłam w T-mobile :-)

Środa rano w siedzibie T-mobile.

Nie, nie kupuję telefonu ani nie sporządzam umowy 🙂

Spotykamy się z entuzjastami biegania, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tym, jak pracować ze swoim ciałem oprócz wykonywania treningu biegowego.  Z racji tego, że w pracy coachingowej i terapeutycznej bazuję na pracy z ciałem i oddechem, a sama regularnie biegam, temat jest mi bardzo bliski i chętnie dzielę się praktyczną wiedzą.

Świadomość ciała i oddechu to klucz do dbania o dobrostan i kondycję psychofizyczną. Jeśli chcemy uprawiać sport i wzmacniać swoje ciało i wydolność, zamiast generować ryzyko kontuzji czy zniechęcenia, to naprawdę potrzebna nam wiedza, jak zadbać o siebie. Jaka pozycja ciała jest dla nas dobra i pomoże nam w bezpiecznym pokonywaniu kilometrów? Jak się prawidłowo ustawiać przy ćwiczeniach rozgrzewających i rozciągających? Jak właściwie oddychać? Jakie ma znaczenie ustawienie głowy, barków, miednicy i kolan? Dlaczego mięśnie brzucha są tak szalenie ważne przy bieganiu i powinniśmy mieć „zasunięty suwak” utrzymujący nasz brzuch i narządy wewnętrzne we właściwym lekko aktywnym napięciu? Po co nam nadmuchiwanie wyobrażonego balonika?

To są podstawy – a jednak rzeczy łatwe czy oczywiste często umykają naszej uwadze 🙂 Dlatego warto zacząć od tych podstaw, wdrożyć je w trenowanie od samego początku i świadomie dbać o ciało i oddech. Efekty są niesamowite 🙂

Zimowy obóz biegowy

Ale zima! Ale widoki! Co za radość i zachwyt 🙂

Stopniowo, krok po kroku zwiększają się moje możliwości. Chwilami jestem totalnie poza strefą komfortu. Bieganie w kopnym śniegu, szukanie i przecieranie szlaku, kolejne kilometry w nogach – a ja jakoś dalej prę do przodu. Nie spodziewałam się tego 🙂 Na własnej skórze doświadczam prawdziwości słów, które słyszałam: że chcieć to móc, i że wszystko jest w naszej głowie 🙂

Codziennie zajęcia na sali sprawiają mi wielką przyjemność. Prowadzę świadome rozciąganie i pracę z oddechem, włączając sporo elementów jogi i mindfulness. Widzę efekty u uczestników prawie od razu 🙂 Więcej świadomości ciała, dbanie o precyzję, większa koncentracja, pogłębienie pozycji i zwiększenie zakresów w rozciąganiu. No i to świadome używanie oddechu! Jestem bardzo szczęśliwa 🙂