Ach ten stres! – moje wielkie zaskoczenie

Miałam wielką przyjemność prowadzić webinar „Stress management” dla dużej międzynarodowej firmy. Przyjemność, bo to ciekawy temat i bardzo się ludziom przydaje, są zaciekawieni i widać od razu, że mogą skorzystać.

Podczas webinaru mieliśmy i trochę podstaw na temat genezy stresu i zarządzania nim, i  trochę prostych, ale bardzo  przydatnych ćwiczeń i praktyk. Na koniec był czas na pytania. I tu czekało mnie wielkie zaskoczenie. Jednym z pytań było, skąd wiadomo, że się jest zestresowanym. Pytanie zadała osoba, która powiedziała też, że zupełnie nic o sobie pod tym względem nie wie. Że źle się czuje, nie ma energii ale nie wie, czy to może być stres.  Byłam wdzięczna za to pytanie. Zapomniałam już, jak to jest w ogóle siebie nie czuć, nie rozumieć swego ciała i nie odczytywać sygnałów. Pomyślałam, że od tego powinniśmy jako ludzie zacząć: od zatrzymania się, przypomnienia sobie jak to jest czuć, zauważać swoje reakcje, umieć zaobserwować swoje myśli i od nauczenia się na nowo siebie. Możemy wtedy rozpoznać swoje reakcje / przejawy świadczące o możliwym stresie. O ileż łatwiej jest wtedy dobrze o siebie zadbać i nauczyć się dobrych sposobów na stres.

Ja sama wiem, jak wiele mi daje uważność, skupienie na ciele i oddechu, przyjmowanie pozycji obserwatora wobec tego, co się wydarza, widzenie swoich schematów, które wpływają na sposób interpretowania rzeczywistości. Od wielu lat dzięki temu zdecydowanie lepiej sobie radzę w trudnych sytuacjach (i mniej pochopnie klasyfikuję je jako trudne czy dyskomfortowe), szybciej się uspokajam albo zauważam myśli, od których już tylko krok mnie dzieli od wejścia w uruchomienie się. Mogę się zatrzymać na czas, a jeśli nie uda mi się w tym momencie świadomie zareagować, zawsze jeszcze mam szansę później, kiedy mogę zauważyć, nazwać i zrozumieć swoje pobudzenie. Wtedy mogę nazwać niezaspokojone potrzeby i wymyślić adekwatny sposób zajęcia się nimi. To buduje rezyliencję.

Niesamowite, co potrafimy sobie wkręcić i jak bardzo wprowadzamy się w stan niekorzystnego pobudzenia, jeśli w porę nie zrobimy pauzy i nie zatrzymamy tej spirali. Wtedy to, że ktoś nie ruszy natychmiast na zielonym świetle może wygenerować złość i stek przekleństw, a brak kawy, kiedy przyjdziemy rano do biura może nas wprawić w fatalny humor, który będziemy utrzymywać chodząc po firmie i psiocząc bez końca. I po co? Mam czasem wrażenie, że jesteśmy uzależnieni od tego pobudzenia, przeżywania skrajnych emocji, ekspresji tychże na różne sposoby… A pewnie nikt nas wcześniej nie nauczył adekwatnego podejścia do dyskomfortu czy problemów, nie pokazał jak można inaczej radzić sobie w trudnych sytuacjach. Życzyłabym sobie i nam, żebyśmy mieli coraz więcej okazji do dobrego dla nas  przeżywania wszystkiego, co się pojawia na naszej drodze. Żebyśmy się nawzajem uczyli lepiej sobie radzić i jak kręgi na wodzie rozprzestrzeniali to dalej.

 

Co robiłam w T-mobile :-)

Środa rano w siedzibie T-mobile.

Nie, nie kupuję telefonu ani nie sporządzam umowy 🙂

Spotykamy się z entuzjastami biegania, którzy chcą dowiedzieć się więcej o tym, jak pracować ze swoim ciałem oprócz wykonywania treningu biegowego.  Z racji tego, że w pracy coachingowej i terapeutycznej bazuję na pracy z ciałem i oddechem, a sama regularnie biegam, temat jest mi bardzo bliski i chętnie dzielę się praktyczną wiedzą.

Świadomość ciała i oddechu to klucz do dbania o dobrostan i kondycję psychofizyczną. Jeśli chcemy uprawiać sport i wzmacniać swoje ciało i wydolność, zamiast generować ryzyko kontuzji czy zniechęcenia, to naprawdę potrzebna nam wiedza, jak zadbać o siebie. Jaka pozycja ciała jest dla nas dobra i pomoże nam w bezpiecznym pokonywaniu kilometrów? Jak się prawidłowo ustawiać przy ćwiczeniach rozgrzewających i rozciągających? Jak właściwie oddychać? Jakie ma znaczenie ustawienie głowy, barków, miednicy i kolan? Dlaczego mięśnie brzucha są tak szalenie ważne przy bieganiu i powinniśmy mieć „zasunięty suwak” utrzymujący nasz brzuch i narządy wewnętrzne we właściwym lekko aktywnym napięciu? Po co nam nadmuchiwanie wyobrażonego balonika?

To są podstawy – a jednak rzeczy łatwe czy oczywiste często umykają naszej uwadze 🙂 Dlatego warto zacząć od tych podstaw, wdrożyć je w trenowanie od samego początku i świadomie dbać o ciało i oddech. Efekty są niesamowite 🙂

Co to był za rok! Podsumowanie 2021

Ach, co to był za rok 🙂
Rok, w którym palmę pierwszeństwa przejęły zdecydowanie i bezapelacyjnie moje pierwsze razy. Uświadamiam sobie, jak wiele rzeczy zrobiłam czy doświadczyłam po raz pierwszy, świadomie stając do nowego, nieznanego, czasem z ochotą, czasem trochę w oporze. Zmienia też to, jak siebie postrzegam – daję sobie coraz więcej swobody i zaufania do siebie, rzadziej się wycofuję a bardziej otwieram. Napawa mnie to radością i budzi apetyt na więcej 🙂

Moje pierwsze razy w 2021

⦁ pierwszy rok, kiedy regularnie biegam, choć myślałam, że to nie dla mnie. Nie znosiłam biegania, zawsze najwolniejsza na wf – brrr! I ta nuda jak trzeba było robić kolejne kółka… Kilka lat temu zrobiłam małą przymiarkę do biegania, skończyło się kolejną poważną kontuzją kolana i zniechęciło mnie to już całkiem. Aż do teraz.  Biegam regularnie, niezbyt szybko, fakt, ale za to w równym tempie i całkiem długo daję radę. Otworzyło mi to nowe możliwości: ultra czyli w terenie, po górach. Zero nudy! Piękne widoki, niesamowite doznania, co krok coś się dzieje na trasie. A kolano lubi teren, nie nadwyręża się niepotrzebnie na asfalcie. Bardzo też lubi specjalnie dobrane dla niego buty biegowe – dzięki nim nic się nie dzieje, nic nie boli. Myślałam też wcześniej, że kobiecość, wrażliwość i delikatność czynią ze mnie delikatesik, francuskiego pieska – a dzięki bieganiu widzę, że jestem silną kobietą 🙂

⦁ pierwszy udział w zawodach – i od razu w Rzeźniku w Bieszczadach 🙂 jak nakładałam czipa na nogę, wciąż jeszcze nie wierzyłam, że to robię. A było pięknie! Ciężko, czasami bardzo, ale im dalej do przodu, tym więcej zaufania, że dobiegnę mimo zmęczenia. Niby tylko 12 kilometrów, jednak góry, błoto po kolana i brak wcześniejszego doświadczenia robiły swoje. Był to wysiłek i dałam radę!

⦁ pierwszy wygrany puchar – najśmieszniejsza sytuacja, bo to był mój drugi start, w koszmarnym upale i tylko na 5 km, więc liczyła się prędkość – której nie mam…  A jednak dobiegłam po puchar za 3. miejsce w kategorii, dopingując się nawzajem z młodym chłopakiem, który też ledwie zipał i mówił: Da Pani radę 🙂

⦁ pierwszy półmaraton ultra – Tour de Zbój to jak dotąd najpiękniejsze doznanie biegowe. Na ukochanym Roztoczu (gdzie wbrew pozorom pewne górki są), śladami dziecięcych wakacji, w zachwycie nad tym, co widzę wokół, w zabawie i śmiechu, kiedy walczyłam o życie w koszmarnym błocie i kałużach. I we wdzięczności do pewnego chłopaka, który na bardzo stromym zbiegu i wyślizganym błocie podał mi rękę i oszczędził mi zjazdu na tyłku do bagna 🙂

⦁ pierwszy webinar o rezyliencji po angielsku – taka frajda, że do tej pory się cieszę na samą myśl! Rezyliencja mnie fascynuje, chcę i lubię się nią dzielić, bo widzę, jak wiele to wnosi do życia, znacząco podnosi jego jakość. Kiedy więc pewna amerykańska firma poprosiła mnie o poprowadzenie webinaru o rezyliencji i praktycznych jej zastosowaniach, nie mogłam się doczekać! Jakoś tak jest, że prowadzenie szkoleń po angielsku nastraja mnie wewnętrznie nieco inaczej; granice naszego języka są granicami naszego świata – może to o tę inną przestrzeń chodzi? Czułam się spełniona 🙂

⦁ pierwsze programy szkoleniowe prowadzone na click meetingu – polubiłam prowadzenie szkoleń online, choć myślałam, że realny kontakt z grupą jest niezbędny, by w pełni objąć grupę uwagą i dać prawdziwą jakość. Tymczasem bardzo szybko odnaleźliśmy się w tej wirtualnej rzeczywistości, a mnie jako trenera zmotywowało to do wymyślania nowych sposobów na zaangażowanie uczestników. Korzystałam z fajnych narzędzi, polecam miro.com i quizme.

⦁ pierwszy rok uczestniczenia w zajęciach online w Rice University – bardzo dobrze przygotowane merytorycznie i praktycznie zajęcia, poszerzające moją wiedzę i praktykę o zastosowania psychologii i neurobiologii w podejściu mindfulness, well-being, resilience. 

⦁ pierwszy rok prowadzenia zajęć z praktyki właściwego oddychania, rozciągania i regeneracji – dzięki temu mogę wspierać biegaczy. Widzę różnicę już po pierwszych zajęciach; potrzebna nam wiedza i świadomość, a następnie praktyka, by łączyć trening fizyczny ze świadomością ciała, oddechu, procesów mentalnych. Wtedy naprawdę możemy więcej, robiąc mniej 🙂

⦁ pierwszy projekt wnętrza, w którym większość podłóg stanowi kamień – przepiękne płyty onyksowe. Jestem bardzo ciekawa efektu końcowego, choć już teraz wnętrze zapiera dech! 

⦁ pierwsze latanie we fly spot – rety! Ale to była jazda bez trzymanki! Weszłam do tunelu z taka pewnością i zaufaniem, że sama się zdziwiłam. Piękne doświadczenie unoszenia się w powietrzu… a zarazem mocne czucie ciała i tego, jak każdy, najmniejszy ruch ma znaczenie i może albo pomóc płynąć, albo spowoduje, że Cię przetrzepie i wykręci na wszystkie strony. Płynęłam 🙂

⦁ pierwsze znaczenie trasy biegowej i kolarskiej – co za frajda! Robisz tak, żeby trasa była zabezpieczona, doskonale widoczna i by nikt się nie zgubił. Czasem trzeba coś poprawić, coś usunąć czy uprzątnąć z trasy, czasem dodać barierki czy taśmy – a wszystko w tempie tuż przed pierwszymi zawodnikami 🙂

⦁ pierwszy raz mama już dwójki dorosłych dzieci – tak, tak, oboje są już dorośli! – i nie wiem, kiedy ten czas zleciał 🙂 Wiem, że oprócz tego, że bardzo ich kocham, bo to moje dzieci, to jeszcze bardzo ich oboje lubię jako ludzi, są tak ciekawi dla mnie i tyle fajnych rzeczy można z nimi doświadczyć. I nikt mnie tyle nie nauczył, co oni – o mnie samej, o życiu, o byciu…

⦁ pierwszy raz sama na szlakach górskich – ja i góry? Owszem, czasami, na krótkich odcinkach, bardziej z przypadku, niż chęci. A teraz – uwielbiam, szczególnie cenię chwile samotności, wyciszenia na szlaku, kiedy słyszę ciszę i swój oddech, czuję rytm ciała i za nim podążam, kiedy patrzę wokół i się cieszę, kiedy moje myśli swobodnie płyną i wszystko się we mnie układa… Pokochałam góry, choć myślałam, że jestem wyłącznie morskim stworzeniem. Woda to mój żywioł, pływanie wpław, na desce, w kajaku… im większa woda, morze, ocean tym lepiej. Uwielbiam! Ale ten rok mnie otworzył na piękno gór. Medytacja w ruchu, we wspinaniu się, bieganiu po górach to piękna nowa jakość dla mnie. Szczególnie gdy szlak pusty i można się poczuć, jakby nie było nic poza tu i teraz, tylko ja i góry.

⦁ pierwszy sernik pieczony w kąpieli wodnej – taka pycha, że się oderwać nie można, kremowość niczym aksamit na podniebieniu 🙂 Po przepis odsyłam na mojewypieki.com  do przepisu na sernik z białą czekoladą.

⦁ pierwszy czerwony płaszcz – kupiony w Citta Alta w Bergamo tuż przed Świętami, otulający ciepłem i nastrojem wyjątkowych chwil. Pragnęłam czerwieni odkąd moja klientka weszła na sesję w malinowej sukni… Płaszcz na wystawie tylko to potwierdził: weszłam, włożyłam, kupiłam 🙂

⦁ pierwszy rok kiedy jako dorosła kobieta chodzę po tym świecie i dobrze się czuję jako ciemna blondynka (tak jak wtedy, gdy byłam dziewczynką), choc całe życie, od 19 roku życia farbowałam się na ciemno.

Ciekawa jestem, czy patrzyliście kiedyś na miniony rok z perspektywy swoich pierwszych razów. Może zrobisz to teraz? 

A jeśli masz ochotę podsumować miniony rok z nieco innej perspektywy, dzielę się tu z Tobą narzędziem przygotowanym w tym celu dla moich klientów coachingowych.