Co się dzieje w naszym świecie, że przyszłość nie jest taka jak kiedyś :-)

Przyglądam się światu z różnych perspektyw i miejsc, i prywatnie, i z fotela terapeutki.  Obserwuję rozpowszechniające się zjawiska i przemiany i zastanawiam się, o co chodzi w tym świecie. Co takiego się dzieje społecznie na szeroką skalę, że zalewa nas taka fala depresji, wypalenia, lęku, samotności i przytłoczenia? Jak to jest, że tak wiele osób ma poczucie, że nie radzi sobie z tym życiem?  

Cóż, oczywiście „przyszłość już nie jest taka, jak kiedyś” 🙂 Każda zmiana potencjalnie niesie za sobą stres, destabilizację i wyzwala lęki, nawet jeśli w założeniu ma być zmianą na lepsze. Jednakże od lat mamy do czynienia z głębokimi przemianami społecznymi, które w zasadzie wywracają dawny porządek świata i wymuszają na nas adaptację do coraz to nowych uwarunkowań.

I to znajduje odzwierciedlenie choćby w moim gabinecie, gdzie ostatnio często pojawiają takie kwestie: dlaczego jestem tak strasznie zmęczona? czemu dotyka mnie samotność i głęboki smutek choć tylu ludzi wokół? czemu nie chce mi się żyć choć tyle mam?  czy jestem wystarczający? dlaczego na nic nie mam ochoty i nic nie cieszy? czy wystarczająco korzystam z własnego potencjału? 

Trafiam na książkę świetnego współczesnego filozofa Byung Chul Hana „Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje”, wydane przez wydawnictwo Krytyka Polityczna (dziękuję dr Markowi Jaworowi za inspirację i Agacie za udostępnienie mi egzemplarza). Czytam i od pierwszych stron myślę „mam to!” Autor trafia w punkt, nazywa to, co przeczuwam, opisuje zmiany społeczne i konsekwencje dla nas. Wybrałam z tej książki i streszczam kilka jego przemyśleń, które najbardziej mówią o tym, jakie trudy niesie za sobą życie w obecnych czasach, czasach dobrobytu i możliwości. Dokładam do tego trochę moich gabinetowych spostrzeżeń.

  1. Przejście od społeczeństwa dyscyplinarnego do społeczeństwa osiągnięć – Han twierdzi, że staliśmy się niewolnikami własnego sukcesu i rozwoju, bo współczesne społeczeństwo nie jest już kontrolowane przez zewnętrzne przymusy i powinności, lecz przez wewnętrzną presję na samorealizację, wydajność i optymalizację. Czyli sami siebie poganiamy, pilnujemy i dociskamy w imię rozwoju siebie jako jednostek. Ekstra, nie? Nikt nas nie musi pilnować, sami to robimy i jeszcze się cieszymy. No, do momentu aż nie padniemy z wysiłku.
  2. Nadmiar pozytywności – W przeciwieństwie do społeczeństw opartych na zakazach („nie wolno” ) nakazach („musisz”), dziś dominuje kultura „tak” i „uśmiechnij się” – nieustanne zachęty do pracy, rozwoju i konsumpcji, by być zadowolonymi z życia.  Znacie to? „Yes, you can!” „Just do it!” „Sky is the limit” „Jesteś tego warta”. W pozytywnym świecie wszystko wydaje się atrakcyjne, dostępne jeśli naprawdę tego chcesz i na to pracujesz, jest wolność i są możliwości. Ale kiedy tak skupiamy się na jednym biegunie rzeczywistości, to gdzie jest granica? Gdzie jest moment „dość, wystarczy”? Kiedy już wystarczająco się rozwinęłaś? Kiedy mógłbyś przestać tak pracować i byś się na chwilę zatrzymał? Gdzie się podziewa smutek, melancholia czy brak sił – czyż nie zepchnęliśmy ich do podziemi?
  3. Zmęczenie jako choroba cywilizacyjna – Han opisuje nowe formy zmęczenia, takie jak wypalenie zawodowe czy depresja, wynikające z przymusu ciągłej aktywności i niemożności odpoczynku. Jeszcze jedno szkolenie, jeszcze jedna fantastyczna wycieczka, jeszcze jedna randka z kolejną osobą. Tyle możliwości, że jak tu nie korzystać? Kto nie jest aktywny, ten zostaje w tyle – więc nie stawaj, zasuwaj po więcej. Autor pisze o depresji jako o wyczerpaniu pracą nad tym, by stawać się sobą a właściwie absolutnie najlepszą wersją siebie. Czujecie presję i ciężar tych słów?
  4. Autoeksploatacja – Człowiek współczesny nie jest już wyzyskiwany przez system zewnętrzny, lecz przez samego siebie. To jest znacznie efektywniejsze niż wyzyskiwanie innych, bo niesie poczucie wolności. Pracuje ponad siły, bo wierzy w mit nieograniczonych możliwości i że znajdzie w tym kiedyś spełnienie i satysfakcję. No właśnie: kiedyś. Ale kiedy to będzie, nikt nie wie, bo możliwości są nieograniczone, a przynajmniej tak nam się mówi. Lecimy zatem w ogień ogarnięci euforią, że tyle możemy, aż nie dojdzie do załamania czy choroby.
  5. Utrata rytuałów i przerw – W społeczeństwie non-stop (praca 24/7, ciągła dostępność) zanikają naturalne cykle odpoczynku. Telefon ciągle pod ręką, włączone powiadomienia, wciąż trzeba reagować i odpowiadać na zewnętrzny świat, który nigdy nie śpi i nie odpoczywa. zawsze gdzieś coś się dzieje i chce naszej uwagi. Brakuje powszechnie przyjętych form wyciszenia, zatrzymania, czasowego wycofania z aktywności. Nie żyję i nie ma mnie, jeśli nie jestem dostępna/y.
  6. Narcyzm i samotność – Skupienie na własnym „ja” i rywalizacji z innymi niszczy więzi społeczne, prowadząc do izolacji i poczucia pustki. Zachodnia kultura z zasady jest kulturą indywidualistyczną, w ostatnich latach jednak przeszło to już w skrajność, bo w wirtualnym świecie istniejemy poza zasadą rzeczywistości i każdy właściwie spotyka samego siebie, nie innych ludzi. Każdy pracuje na siebie i swój rozwój, często w dobrej wierze bo ufa niektórym współczesnym ideom typu ” ja to ja, rozwijam się , pracuję nad sobą więc niech inni też to robią jak chcą być ze mną bo mi się należy najlepsze i już, a jak nie, to poszukam gdzie indziej, bo jest masa dostępnych możliwości”. Jasne, że nie ma co rzeźbić w relacjach skazanych na porażkę, w tym sensie wolność i dostępność możliwości jest wspaniała. Ale kiedy ktoś się non stop przerzuca między opcjami, wycofuje i idzie gdzie indziej przy najmniejszej frustracji czy niewygodzie, to nie dojrzewa w relacjach i nie buduje więzi. Dryfuje w poszukiwaniu idealnego lustra, które pokaże mu tylko to, co chce widzieć i mu się podoba.
  7. Krytyka multitaskingu – Han wskazuje, że współczesny kult wielozadaniowości osłabia zdolność głębokiej refleksji i kontemplacji. Potrzebujemy zatrzymania i uważności, by poczuć swoje człowieczeństwo, objąć doznania i uczucia.
  8. Potrzeba „nudy” i bezczynności – Autor postuluje powrót do stanów, w których nic nie robimy, ponieważ tylko wtedy możliwa jest prawdziwa kreatywność i regeneracja. Pamiętam ze studiów termin „twórcze oddalenie”, czyli odejście od zadań i pozwolenie, by myśli płynęły swobodnie, bez żadnej agendy. Wtedy często przychodzi rozwiązanie czy odpowiedź, z naszej twórczej części. Kłopot w tym, że jak widzę w gabinecie, zatrzymanie i bezczynność budzą wielki strach: „to co ja mam robić?” i obawę, że będzie trzeba zacząć czuć, nie daj Boże coś niemiłego czy trudnego. A tego boimy się bardzo.

Myślę, że nasz świat pędzi i zatrzymanie się w nim jest trudniejsze niż kiedykolwiek. Mam wrażenie tylu dostępnych możliwości, że nic tylko brać. Tylko kiedy to wszystko „zjeść”, żeby brzuch nie bolał? Kiedy to przetrawić i wziąć tyle, ile potrzeba i to, co tego warte, a resztę odsunąć? Jak poczuć, że jest się najedzoną/ym i na jakiś czas zaprzestać ruchu? 

Z pomocą przychodzi terapia, medytacja, uważność i praca z ciałem, relacje z rzeczywistym światem. Pomagają uświadomić sobie, że coś sobie robię tym biegiem, tym niepohamowanym chciejstwem, ciągłą aktywnością i napięciem. Uczą, jak być bez przymusu robienia i rozkminiania. Pokazują, że ciało to więcej niż „a taxi for brain” czy narzędzie do wypełniania zadań, że może być bezpieczną przystanią do nierobienia. Bliskość i życzliwość innych osób, zwierząt czy natury pomaga wyciszyć się i dostroić hormony. Dostępu do tej świadomości i takiego stanu spokoju sobie i Wam życzę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *